Obserwatorzy

poniedziałek, 29 listopada 2021

Dlaczego islamofobia jest zła? Czyli o islamorealizmie i islamonaiwizmie.

Plagą współczesnego świata jest manipulacja społeczeństwem, która przejawia się poprzez polityczną poprawność i wypaczonymi pojęciami. Czas obecnej pandemii skłania ludzi ku kwestionowaniu tego porządku świata, co ma swoje dobre i złe strony. Polskę dotyka problem migracji, która stoi u bram naszej wschodniej granicy. ‘Hannibal ante portas!’, chciałaby rzec jedna strona strona społeczeństwa, a druga strona otwarłaby bramy kraju dla wszystkich. Te dwie sprzeczne postawy mają dwa różne podłoża, które określiłabym jako – islamorealizm, często mylony z islamofobią, i islamonaiwizm.

Islam i muzułmanie są traktowani jako monolityczny byt, gdzie jedno oznacza drugie. Jest to fundamentalnie błędne i wypacza narrację na temat obu tych tematów. Takie homogeniczne podejście do religii i jej wyznawców ma poważne konsekwencje w dyskursie na temat islamu i muzułmanów. Islam nie jest monolityczną religią, nie ma centralnego organu, który odpowiadałby za dogmaty wiary, stąd każdy odłam islamu ma swoich uczonych, którzy są mniej lub bardziej omylni co do kwestii religii. Bycie uczonym w islamie nie jest łatwym zadaniem, bowiem islam ma zawsze dwie odpowiedzi na każde pytanie - jedną dobrą i jedną złą. Przy dokrtynie abrogacji wersetów, kluczowym aspektem jest wiedza na temat czasu i kontekstu objawień. Stąd potrzebna jest dogłębna wiedza na temat nie tylko świętej księgi islamu, ale i historii islamu, i życia Mahometa. Biorąc pod uwagę to, że Koran nie jest ułożony ani chronologicznie, ani problematycznie, a zwyczajnie od najdłuższej do najkrótszej sury, zrozumienie Koranu samo w sobie jest ogromnym wyzwaniem. Do tego dochodzi sześć milionów hadisów, komentarze do Koranu i historia islamu, więc odpowiedź nawet na najprostsze pytanie jest w islamie zwyczajnie trudna. A pytań w islamie jest mnóstwo, bo islam jest religią holistyczną, która determinuje każdy aspekt życia muzułmanina – od codziennej toalety, diety, po kwestie społeczne związane z małżeństwem, wychowaniem dzieci, stosunkami z innowiercami, aż w końcu po życie wieczne, do którego nie prowadzą jasno określone ścieżki, takie jak pielgrzymki czy udział w jihadzie. Na końcu tego procesu jest muzułmanin, który najczęściej nie przeczytał Koranu, hadisy zna te, które powiedział mu jego imam i żyje tak, jak żył jego ojciec. Stąd tak bardzo ważne jest to, aby odróżnić islam od muzułmanina.

Przykład manipulacji
Kto więc stoi na granicy Polski? Stoją ludzie z Bliskiego Wschodu, w znakomitej części muzułmanie, jedni mniej lub bardziej wierzący. Nie ma gwarancji, czy wierzący muzułmanin podda się europejskiej modle na laicyzm, albo czy niewierzący muzułmanie nie zradykalizują się. Jedno jest pewne – islam sam w sobie jest tykającą bombą, która w rękach człowieka głęboko w nią wierzącego, może wysadzić pokój i ład, w którym od lat żyjemy.

Islamonaiwizm polega na fundamentalnym odrzuceniu negatywnych aspektów islamu i traktowanie islamu jako reliktu przeszłości, podobnie jak inne religie tego świata. Aby zrozumieć to podejście, trzeba zrozumieć podejście zachodniego świata do religii, który wielokrotnie kwestionował sens jej istnienia, wpychając chrześcijaństwo w fazę postmodernizmu, co przyczyniło się do sekularyzacji świata. Obecnie podejście zachodniej cywilizacji do religii jest uzależnione przez podejście do natury człowieka i wszechświata, na które wpływają dokonania nauki. Innymi słowy, religia ma być kompatybilna z nauką, inaczej staje się swego rodzaju bajką dla dzieci. I właśnie w takiej perspektywie świat zachodni podchodzi do islamu – jako relikt przeszłości, który nie ma nic wspólnego z nauką. Koran bowiem pełen jest odstępstw od faktów naukowych, wystarczy wspomnieć o tym, że Ziemia jest płaska, a niebo oparte jest na kolumnach, plemniki powstają w żebrach, a na skrzydłach muchy znajduje się trucizna i antidotum na nią. Oczywiście dla człowieka XXI wieku jest to absurd i nie będzie traktował serio księgi, która ma być świętą dla islamu. Islamonaiwista będzie właśnie tak podchodził do islamu, a muzułmanów będzie traktował jako zakładników tej religii, która prędzej czy później wejdzie w fazę postmodernizmu, a wtedy ci wyznawcy się obudzą i przejdą na jasną stronę mocy – sekularyzmu.

W tym ujęciu, wszelkie odstępstwa islamu od wartości ogólnie przyjętych jako etyczne przez zachodni świat, tłumaczone są jako anachronizm, który już nie występuje we współczesnym świecie, bo skoro za zachodzie nie są te wartości wyznawane, to nie są wyznawane nigdzie indziej. Jest to oczywiście błędne, bowiem patrzenie na islam poprzez zachodnie okulary jest wykorzystywane przez pewną grupę muzułmanów, którzy próbują przedstawić islam jako religię pokoju, gdzie jihad to trudy związane z poszczeniem w ciągu dnia podczas Ramadanu, a 72 dziewice w raju, to 72 rodzynki. Człowiek, który nie czytał Koranu, hadysów, czy nawet ich opracowań, albo chociażby wpisu na Wikipedii, może dać się na to nabrać, tak jak Anna J. Dudek na oko.press. Powtarzanie takiej narracji w mediach i tworzenie takiego obrazu islamu ma zapewne jakiś cel i twórcy teorii spiskowych mieliby tu pole do popisu, jednak chyba każdy słyszał o słynnym stwierdzeniu, że ‘muzułmanie nie walką, ale brzuchami zdobędą Europę’.

Przeciwwagą to islamonaiwizmu jest islamorealizm. Dlaczego nie islamofobia? Jest to termin, który zagościł na dobre w dyskursie z islamem po atakach na dwie wieże, gdzie grono muzułmanów bało się linczu po tym ataku terrorystycznym. Islamofobia ma być formą dyskryminacji zasilaną przez nienawiść do muzułmanów i islamu. Jest to błędne, bowiem islam i muzułanów wrzuca się do jednego worka według tej definicji, co jest ogromną manipulacją i naraża każdego krytyka islamu na piętno nienawistnika i lincz społeczny. Oczywiście, istnienia islamofobów nie neguję, jednak w tej definicji nie ma miejsca dla islamorelaistów. Fobia jest irracjonalnym strachem, więc człowiek, który zna islam i obawia się chociażby jihadu, nie może być islamo-fobem, ale islamo-realistą, bowiem ma podstawy ku temu, by się tego islamu obawiać. Trzeba tu podkreślić, że bać się można islamu, ale nie muzułmanów, bo jak już wcześniej podkreślałam, nie można islamu i jego wyznawców traktować jako monolit.

Jest również druga strona medalu tej sprawy, wielokrotnie na forach internetowych przewija się ten aspekt traktowanie religii i jej wyznawców jako homogeniczny aspekt. Ciężko mi jednoznacznie określić, skąd to się wzięło, jednak nierzadko można czytać o tym, że ‘Hitler był chrześcijaninem, więc wojnę, którą rozpętał, była wojną religijną’, tak jakby nie rozumiano tego, że świat zachodni ma już za sobą wojny religijne, bo religia nie odgrywa tak wielkiej roli, jak to ciągle ma miejsce na Bliskim Wschodzie, i to też zależy od regionu i grupy społecznej.

Konkludując mój wywód na temat definicji, muszę jeszcze wspomnieć o swego rodzaju dziwnej formie rasizmu związanego z ‘islamofobią’. Takie przymykanie oka na agresywną stronę islamu i agresywne zachowanie jakiejś grupy muzułmanów, może mieć swoje źródło w poczuciu winy zachodniego świata. Bogaty i wyedukowany biały świat zachodu może czuć swego rodzaju wyższość nad bardziej zacofanym gospodarczo i społecznie światem muzułmańskim (co i tu jest uogólnieniem i muszę to tu podkreślić), co generuje w tym pierwszym poczucie winy. Jest to uogólnienie, bowiem zapewne wielu ludzi po prostu czuje poczucie wyższości, jednak irracjonalne zachowanie świata zachodu ciężko mi inaczej wytłumaczyć. Jest to oczywiście moja opinia i każdy może uważać to, co chce. W końcu mamy pluralizm poglądów, chociaż dobre są tylko te, które wpisują się w ramę poprawności politycznej.

2 komentarze:

  1. David Wood wysnuł podobną tezę wiele lat temu. Biały człowiek czuje się winny wobec ciemnoskórych i wstydzi się swojej przeszłości kolonialnej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno nie zgodzić się z dr. Wood, istnieje jakaś dziwna pobłażliwość wobec muzułmanów, której nie da się wytłumaczyć chęcią pozyskania dobrych politycznych stosunków z potentatami naftowymi.

      Usuń